Ja przez pewien czas chodziłam na terapię związaną z lękiem przed pająkami w dzieciństwie. Spotkanie z pająkiem, każdym, kończyło się jeśli nie panicznym wrzaskiem to atakiem astmy na tle nerwowym. Tym bardziej wszyscy się dziwili wiedząc, że wychowałam się na wsi. Pająki były i nadal są czymś najokropniejszym - z tym, że po tylu latach umiem już opanować niektóre odruchy.
Opanować na tyle, że mogę wysiedzieć w pokoju moich znajomych, pasjonatów ptaszników - ale nikt nie zmusi mnie bym podeszła czy nawet popatrzyła na terarium, czy wzięła pająka do reki. Mogę opanować moją reakcję i tyle. Pamiętam sytuację z czasów studiów, gdy mój kolega, obecnie wzięty weterynarz, nie mogąc uwierzyć, że aż tak można się bać, gdy pracowałam na mikroskopie, obok odczynników położył mi wylinkę z pająka - darcie było chyba słychać na każdym pietrze, szlag trafił odczynniki, ja dostałam ataku astmy i prawie zrzuciłam mikroskop.
To co wyniosłam z terapii, to świadomość co jest realne a co nie i to pomaga opanować lęk.
Ja pewnie w takiej sytuacji najpierw zeszłabym na zawał, i pośmiertnie
doszłoby do mnie, że to niemożliwe
Co nie zmienia faktu, że się uśmiałam szczerze