Dziś skoro świt zameldował mi się sąsiad z domu obok i rzecze "pani Danusiu bo ja mam straszny problem i panią ozłocę jak mi pani zechce pomóc, no problem straszliwy, żona mi żyć nie daje bo nie umiem sobie z nim poradzić" myślę sobie, że zaczyna się ciekawie i zaczynam myśleć co też ode mnie chce, kosiarkę? sekator? męża?

ale nie, panu sąsiadowi o mojego psa chodziło bo wiecie moja Amba wspaniale umie przeganiać krety

jak tylko się pojawi jakieś kretowisko to wkłada tam "dziób" i z kretami spokój na dłuższy czas, u sasiadów wszystko zryte, a u nas gładki trawnik ( wiele razy słyszałam, że sierść zwierzęca włożona w kretowiska je odstrasza).
Prośba była niecodzienna a i sąsiad zdesperowany, ja trochę ogłupiała bo sama nie wiedziałam co zrobić, przywołałam psa i idziemy do furtki obok. Weszliśmy na ogród sąsiada i... Amba się położyła do spania

. Myślę sobie, że ta to wstydu potrafi narobić. Nic to, walczyć trzeba, podeszłam do kretowiska, wsadziłam palec do środka i mówię "Amba szukaj!" Piesio mi sie poderwał i w trymiga załapał o co chodzi. Powywąchiwała wszystkie dziury ( 3 całkiem rozkopała szczekając) i wróciłyśmy do domu na śniadanko. Teraz wyglądam przez okno, a sąsiad zagląda w te wszystkie kretowiska i chyba patrzy czy coś tam nie ryje

I teraz tak, ile brać za godzinę wypożyczenia psa?

a tu Amba na "patrolu"
( zdjęcie z zeszłego roku)