Wspominamy zwierzaki które odeszły.

Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez Joan » 20 kwi 2012, 23:02

Urodziła się w czasach, kiedy nie było komórek, ani aparatów cyfrowych. Z jej szczenięctwa mam może kilka zdjęć... Jakoś nigdy specjalnie nie przywiązywałam do tego wagi... Dopiero przy Wolandzie, gdzieś tam w tle, załapała się na zdjęciach Sharon...
Obrazek

Obrazek


Jak na złość zaciął się Image Shack ... To wstawię tekst, który pisałam prawie dwa lata temu...

Sharon

Ten dzień pamiętam dobrze, choć było to kilkanaście lat temu. Miałyśmy jechać na wakacje. W ostatniej chwili dopadł mnie pewien adiutant obarczając moje sumienie decyzją : albo wykonam zlecenie, albo narażę na szwank jego reputację ( a może i życie, bo go rozstrzelają). W ramach rekompensaty za nieudane wakacje postanowiłam kupić dzieciom wymarzonego psa. Przejrzałam w pośpiechu ogłoszenia i znalazłam rodowodowe sznaucery miniaturowe. Zawsze mi się podobały, więc nie zwlekając zamówiłam taksówkę, żeby po drodze dokonać niezbędnego zaopatrzenia. Zlecenie było na super ekspres i tak też wyglądały moje zakupy: marchewka, pietruszka, bajorek i pies. Pies kosztował 16 milionów starych złotych, co mu wypominam do dziś, bo wtedy nie wiedziałam, że wiozę z Wołomina „gangsterskie nasienie”. Rozpoczął się w naszym domu czas psiego terroru, który nie kończył się bynajmniej na zagryzaniu z pasją piłeczek. Wszystko było pod kontrolą maleńkiej, kosmatej istotki, która prośbą (płaczem i drapaniem) i groźbą (warczeniem ) egzekwowała swoją wolę.
Suczka, nazwana imieniem gwiazdy filmowej, miała godne jej rzęsy i równie wysokie IQ. W wieku trzech miesięcy zdałaby z powodzeniem egzamin na PT. Niemniej jej wybitna inteligencja okazała się być bardzo kłopotliwa, bo w parze z rozwiniętym poczuciem własności, szybkością reakcji, instynktem obrończym, niezłomnością charakteru i uporem, a co gorsza, brakiem instynktu samozachowawczego, stanowi do dziś mieszankę wybuchową. No i ten hałas, czasami nie do zniesienia… Jak zagości u nas ktoś, kogo nie zna, to włącza tzw. "zagłuszanie". Nie potrafię z niej tego wykorzenić, choć próbowałam wszystkich opisywanych w literaturze i wypróbowanych przez znawców metod. Biada też temu, kto przypadnie jej do gustu i nabierze się na rozkoszne przejawy serdeczności. Jeśli zechce ją podrapać za uchem, to lepiej, żeby tę czynność kontynuował do końca wizyty, bo kiedy przestanie, słodki pieseczek przeistacza się w bestię. Jej chimeryczność, bystrość i pomysłowość wymaga od nas nieustającej gotowości do reakcji. Ale ma podstawową zaletę. Jest strasznie śmieszna. Skacze jak koziołek, biega jak torpeda, kicha na zawołanie, każdą muzykę instrumentalną wzbogaci odpowiednią wokalizą, a jeśli jest komuś niechętna, ostentacyjnie zbiera zabawki i wszystkie swoje rzeczy „osobiste” układa w bezpiecznym miejscu. I komiczna jest jak się skarży, bo coś jej akurat nie pasuje... Na pytanie: "Jak płaczesz za pańcią?", odpowiada: "Auuuuuuuuu!!!!". Współczuję zresztą moim sąsiadom, odkąd wysłuchałam nagranej przez domowników rozpaczy z powodu mojej nieobecności…
Śmiech mnie ogarnia, kiedy przypominam sobie, że zdecydowałam się na miniaturę po to, żeby dzieci mogły z nią wychodzić na spacer. Okazało się to zupełnie niemożliwe, bo Sharon, nie dość, że podejmuje każdą „rzuconą rękawicę”, to równie skutecznie sama wszczyna awantury wymagające interwencji. Dopóki była mała i spała z moją córką, nikt nie miał prawa sięgnąć pod poduszkę. Natomiast moje kradła. Tachała przez całe mieszkanie i zmyślnie wciągała na łóżko córki, realizując pomysł wygodnego wymoszczenia gniazdka. Potem broniła do niego dostępu zawzięcie, nie tolerując siadania na łóżku, czym wyręczała mnie z czynienia kłopotliwych uwag kolegom córek. Nie będę wyliczać porwanych sweterków tych, którzy chcieli się przekonać o „walorach obrończych” naszej walecznej suni. To, co nas cieszyło i bawiło z jednej strony, z drugiej, było przyczyną udręki. U fryzjera byłam z Sharon raz jedyny. I ona i fryzjerka, wyglądały tak, jakby właśnie wróciły z działań wojennych. O wystawach nawet nie myślałam… w trosce o „całokształt” sędziego… Kiedy była szczeniakiem bardzo lubiła popisywać się swoimi umiejętnościami a na pierwszych wspólnych wakacjach robiła wprost furorę chodząc po śladzie za dziewczynkami. Sharon boi się wody i nie znosi jak deszcz pada. Każde słowo związane z kąpielą w wannie, powoduje jej nagłą dematerializację i jeśli nawet uda się ustalić schowek, to nie ma mowy, żeby ją stamtąd wydłubać. Ale nad morzem pilnowała dziewczynek jak oka w głowie. Fale ją przykrywały, a ona z odrazą, ale z poczuciem misji, opływała je dookoła, w śmiesznej czapeczce w szkocką kratkę. Do Łeby jechałyśmy pociągiem. Sharon policzyła nosem współpasażerów i mogli wychodzić i wchodzić dowolną ilość razy. Poza nimi nikt więcej. I w żadnym wypadku konduktor. Ogólną wesołość wywołał problem ze sprawdzaniem biletów. I to wszystkich pasażerów z przedziału. Nasza cwaniara jest bowiem doskonałym psem stróżującym. Można powierzyć jej "mienie" do pilnowania. Życie straci, a nie odda za żadne skarby. Ale jak śpi, to z całą pewnością można spać spokojnie.
Sharon cierpi na chorobę lokomocyjną. Odkryłyśmy to w drodze powrotnej z Łeby jadąc taksówką na stację. Od tamtej pory wioząc ją samochodem mocujemy do obroży reklamówkę. Przypilnowana może ze trzy czy cztery razy, zachowuje się jak świadomy pasażer samolotu, wykorzystując w sytuacji awaryjnej, przygotowaną w tym celu torbę.
Przez wiele lat Sharon miewała ciąże urojone. Zabierałam jej wtedy zabawki i starałam się wypełnić czas absorbującym zajęciem. Za którymś razem, z braku przedmiotu w którym mogłaby ulokować swoje macierzyńskie uczucia, zaadoptowała stopę młodszej córki. Rankiem układała się na jej nodze i nie pozwalała się ruszyć pokazując zęby. Ten incydent stał się zalążkiem ich wieloletniej „nieprzyjaźni”. Kiedy córka była mała, Sharon traktowała ją z lekceważeniem. Teraz, to się nieco zmieniło, jednak w ich relacjach nie ma zbytniej serdeczności.
Przez te wszystkie lata mieszkały z nami obok Sharon inne zwierzaki, a ona zawsze pełniła rolę alfy w sforze. Do chomika nie pozwalała się nikomu zbliżyć. Małemu kociakowi podtykała swoje ulubione zabawki… A o wilczastą sukę była tak zazdrosna, że skończyło się to wielkim szwem w poprzek czaszki. Nie jestem pewna, czy ona ma w ogóle świadomość, że jest psem, malutkim, a tym bardziej suką… W każdym razie zapędy prokreacyjne przejawia w stosunku do kotów i próbuje pełnić rolę strony aktywnej związku. Nasze dwa duże psy ustawia w szeregu postawą nie znoszącą sprzeciwu, co o mało nie skończyło się tragicznie w konfrontacji z owczarkiem Wolandem. Ponad rok awanturnica wystawiała na próbę jego cierpliwość, aż w końcu nastąpiło zawieszenie broni.
Po raz pierwszy zmusiła mnie do poważnego zastanowienia się nad sobą, oraz nad wizytą u psychiatry, kiedy była jeszcze szczeniakiem. Myślałam, że cierpię na krótkotrwałą amnezję. Zawsze piłam dużo kawy, ale coraz częściej, widząc pustą szklankę, nie mogłam sobie przypomnieć momentu picia. Czasem ubywało mi niepostrzeżenie pół szklanki, czasem zastanawiałam się, czy w ogóle robiłam tę kawę, czy tylko mi się zdawało… Aż w końcu przyłapałam na gorącym uczynku Sharon. To ona okazała się miłośniczką porannej kawy z mleczkiem. Na szczęście… Później okazało się że nie gardzi też piwem. Mój ojciec upraszczając jej imię wołał na nią Karol. Śmialiśmy się, że ja mogę iść z Sharon na kawę, a ojciec z Karolem na piwo… Straszne dziwadło z tej Sharon… Za cykorię i naleśniki odda i zrobi wszystko. Na kredyt… Jak nakręcona popisuje się wszystkim co umie i każde słowo jest dla niej zrozumiałe. Pewnego razu nakarmiłyśmy ją do syta. Ostatniego naleśnika nie mogła już zjeść. Znalazła pod stołem reklamówkę i zaczęła do niej pakować tego naleśnika nosem trąc o podłogę aż skrzypiało. Jestem pewna, że gdybym to wtedy nagrała kamerą, filmik obiegł by świat rozbawiając i zadziwiając nie tylko nas. Bo w tym działaniu była celowość, upór i metoda, w rezultacie czego, powstał całkiem regularny prostokącik z naleśnika w środku reklamówki, bardzo starannie potem uklepanego nosem. Zmęczona Sharon ułożyła się w pozycji „waruj” z przednimi łapami po obu stronach pakunku, gotowa stawić czoła każdemu, kto miałby ochotę na ten skarb. Ale z przejedzenia oraz wysiłku, łepek opadał powoli coraz niżej. Zdawało się że uśnie nad tym naleśnikiem jak pijak w karczmie, ale chrapki zaczęły się poruszać naprzemiennie. Okazało się, że mimo starannego opakowania, mając nosa, można odkryć, co znajduje się w środku. Tyle roboty na nic! Sharon, z właściwą sobie energią, zabrała się do rozpakowywania naleśnika, równie starannie i z trudem. Potem wkurzona odrzuciła reklamówkę i runęła bokiem na podłogę, tym razem z naleśnikiem pod brzuchem. Ale żeby nikomu nie przyszło do głowy skusić się na ten smakołyk, wydawała z siebie rytmiczne „rrrrrrrrrrrrr” nawet śpiąc. Śmieszna, pomysłowa Sharon często rozbawia nas do łez.
Zaraz po tym jak odkryłam, że Woland odróżnia od siebie niektóre zabawki i przynosi mi to , o co proszę, postanowiłam tę umiejętność utrwalić. Rzecz dotyczyła kiełbasek, takich gumowych na grubym sznurku. Bawiliśmy się tymi kiełbaskami, tak, że za odszukanie, wybranie ich z wielu innych i przyniesienie mi Woland dostawał smaczka. Świadkiem tej zabawy, oraz upierdliwym "przeszkadzaczem" była, jak zwykle, Sharon. Sharon jest bardzo niesubordynowana, wszystko robi po swojemu, albo wykonuje polecenia skierowane nie do niej. No więc dlatego właśnie Sharon smaczków nie dostawała, bo nie dość, że zabierała Wolandowi niesioną zabawkę, to próbowała swoją napastliwością odciągnąć go od zajęcia. Za którymś razem, kiedy miała siedzieć i się nie wtrącać , bo Woland właśnie poszedł szukać kiełbasek, Sharon ( co mnie zdziwiło), udała się w przeciwnym kierunku, na półpiętro w stronę piwnicznych drzwi. Jest to kierunek rzadko przez nią obierany i nigdy w pojedynkę. Pomyślałam , że pewnie się ostentacyjnie obraziła (bo ona tak potrafi ), ale , że nie zabrała, żadnej ze swoich zabawek, poszłam za nią i patrzę co kombinuje, bo tam jest kocia toaleta. No i widzę, że szuka czegoś w kociej kuwetce… I znalazła... I przyniosła... I cała zadowolona oczekiwała nagródki!!!
Sharon, przy wszystkich swoich wadach, to naprawdę niezwykle mądra istota i chwyta wszystko w mig. Żeby była pod kontrolą, bo potrafi nasikać na kanapę, (a może i zagryźć Wolanda ) noce spędza w łazience na piętrze. Zaprowadza tam, oczywiście, swoje porządki, najczęściej wyciągając wszystko na środek: miski, posłanko i inne rzeczy do niej należące. Jeśli zdarzy się w nocy wdepnąć w ten bałagan, wystarczy jej powiedzieć: "zrób miejsce". Bierze w zęby wszystko po kolei i wciąga na schodek przy wannie. Na koniec zostaje rzecz najtrudniejsza do "wtachania"... "A łóżeczko?". Bierze w zęby łóżeczko i sytuuje tam, gdzie powinno być. I nie jest to kwestia tresury, ani szkolenia. Nigdy nie uczyłam jej tego, co niektórzy nazywają pozycją "zdechł pies". W te upały, minionego lata, kiedy była zmęczona ganianiem Wolanda, kładła się na pleckach na posadzce w jadalni, (czego nigdy wcześniej nie robiła), albo właśnie w pozycji "zdechł pies". Ponieważ zapanowywał wtedy krótkotrwały spokój, była kilka razy pochwalona. Nawet nie pamiętam, czy może dwa, czy może "aż" trzy... Dość, że przy pierwszym zniecierpliwieniu jej zachowaniem, ktoś wpadł na pomysł, żeby jej rzucić od niechcenia: "Śpi piesek". No i piesek runął z impetem na plecki. Taka właśnie jest Sharon. Pakuje naleśniki w reklamówkę; w czasie podróży rzyga w torbę; podsłuchuje rozmowy, po czym chowa się w najmniej dostępny kącik; gościom wypija kawę ze szklanki....Jaki to byłby fajny piesek, gdyby nie to sikanie i uprawianie domowego terroryzmu, cwaniactwa i samowoli... No, ale przecież..."nikt nie jest doskonały"…
Ze wszystkich moich psów tylko Sharon czasami nie zdąża wyjść na dwór. Przez wszystkie te lata zastanawiałam się dlaczego. Jest zdrowa, pełna energii, nigdy nie chorowała… Zmyślna i pojętna. Zastanawiałam się też dlaczego nie pozwala się brać na ręce. Mam ją od kiedy skończyła dwa miesiące i z całą pewnością od tego czasu nie przeżyła żadnej traumy. A jednak niektóre jej reakcje świadczą o czymś przeciwnym. Mimo, że w tym małym ciele drzemie wielki duch, jest zwierzątkiem nieufnym i podejrzliwym. Jednych obdarza sympatią od pierwszego wejrzenia a innych równie nieuzasadnioną niechęcią. Jej odwaga jest wręcz histeryczna. Nigdy nie przyszło mi do głowy szukać związku jej zachowań i przypadłości z „zabiegiem” kopiowania ogona, dopóki nie zobaczyłam jak to wygląda. Potem natknęłam się na badania z których wynika, że z uwagi na powiązania mięśni ogona, zadu oraz okolic miednicy, cięcie ogonów może nieść ze sobą oddalone w czasie i długotrwałe skutki w postaci zwiększonego ryzyka nietrzymania moczu. Stało się dla mnie jasne skąd wzięła się krążąca opinia, że sznaucery mają słabe „zameczki”. Pamiętam, że kupując Sharon, zdziwiłam się, że ma już obcięty ogon. Była taka malutka. Z tej perspektywy nawet nazwanie jej „szczylem” wydaje mi się wielką niegodziwością… A przecież nie raz wykrzyczałam jej, że: „Kto by wytrzymał z takim psem!”. Nie dość, że muszę znosić to naprzykrzanie, (bo jak czegoś chce, to przetrzyma każdego), to jeszcze wiecznie ścierać kałuże. Kiedy „wymodzi” coś nieprzeciętnego, wrzeszczę na cały dom: ”Zabiję!!!”. (Ciekawe, kiedy sąsiedzi wezwą służby). Zaraz potem ją usprawiedliwiam... Albo poprawiam sobie humor pytaniem: "Jak się piesek cieszy?", a ona macha "końcówką" w zawrotnym tempie. A jak pomyślę, że jest już leciwa i mogłabym ją stracić... to robi mi się dziwnie zimno... Tyle lat jesteśmy już razem. Czasem sprawdzam, czy dobrze widzi i dobrze słyszy, bo raban jaki podnosi, wydaje się mieć urojone przyczyny. Ale nie... Wystarczy dobrze poszukać, żeby znaleźć realny powód. Którejś nocy zachowywała się tak dziwnie, że aż wzywałam ochronę, żeby sprawdzili co się dzieje. Nic nie znaleźli. Później okazało się, że na nieogrodzonej działce żerowała na żołędziach locha z prosiętami.
Kiedyś napisałam taki anons: „Sharon Won Stąd (nie mylić z Vonne Stone) - sznaucer miniatura, fizycznie płci żeńskiej, psychicznie - męskiej, używany, w doskonałym stanie, niepowtarzalny model, pojedynczy egzemplarz, duże szanse na wyścigach greyhoundów; wybitne zdolności w wykrywaniu nieszczelności ogrodzeń terenów pozornie zamkniętych; niezwykła właściwość prognozowania zmian meteorologicznych (z dużym wyprzedzeniem czasowym); wmontowany system wczesnego ostrzegania (oraz zagłuszania), świetny tester przytomności umysłu właściciela, oraz skuteczności metod wychowawczych (wysoki pułap). Sprzedam lub zamienię (z dopłatą) na mniej dynamiczny model… Brak instrukcji obsługi.”
…Żartowałam... To dobry sposób na rozładowanie złości…

P.S. Będąc w pełni władz umysłowych oświadczam, że mimo wszystko, nie żałuję tych 16 milionów…


Właśnie dzisiaj odeszła moja mała Sharon...
Pozdrawiamy
Obrazek
Joan
Avatar użytkownika
Początkujący owczarkarz
1 rok członkostwa
Owczarek niemiecki: Woland
Lokalizacja: Warszawa
Pochwały: 4
Dołączył(a): 20 lut 2011, 22:44

Re: Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez Agnieszka » 21 kwi 2012, 05:40

Pięknie napisane...i jakie zaskakujące zakończenie. Bardzo mi przykro:(
Agnieszka
Avatar użytkownika
Początkujący owczarkarz
1 rok członkostwa
Owczarek niemiecki: Viggo
Imię: Agnieszka
Wiek: 34
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Dołączył(a): 02 mar 2011, 14:28

Re: Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez Jawa » 21 kwi 2012, 07:00

Ogromnie mi przykro... wiem co czujesz...
Jawa
Losowy avatar
Nowy forumowicz
Imię: joanna
Wiek: 40
Lokalizacja: Malbork
Dołączył(a): 27 mar 2012, 13:14

Re: Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez Brawurka » 21 kwi 2012, 08:11

Joan, fantastyczny teks. Jedno jest pewne, Sharon zafundowała Ci niezłą szkołę życia z psem. :roftl:Prawdziwy pies z charakterem. ... Takich psów się nie zapomina. A zawdzięczasz jej z pewnością mnóstwo doświadczenia (dużo więcej niż przy psie "łatwym w obsłudze") i bezcennych wspomnień. :-)
Nie traktuj psa jak człowieka, żeby on nie potraktował Cię jak psa
http://www.youtube.com/watch?v=T2iISWltdzc
Brawurka
Avatar użytkownika
Klubowicz
1 rok członkostwa
Owczarek niemiecki: Amon
Imię: Aneta
Wiek: 39
Lokalizacja: Śląsk
Pochwały: 6
Dołączył(a): 13 lut 2011, 09:11

Re: Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez ewachw » 21 kwi 2012, 08:25

Piękna historia..ze smutnym zakończeniem niestety - trzymajcie się...
ewachw
Avatar użytkownika
Klubowicz
1 rok członkostwa
Owczarek niemiecki: Lena
Imię: Ewa
Wiek: 37
Lokalizacja: Włoszakowice k/ Leszna
Pochwały: 5
Dołączył(a): 13 lut 2011, 09:12

Re: Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez gochadrozdek » 02 maja 2012, 20:19

Asiu dopiero teraz na ten wątek dotarłam. Bardzo mi przykro :(
My za chwilę będziemy już 1 rok bez Aktusi, a o mojej Nuńce..... to już ponad 2 lata i dalej często łza mi się w oku kręci. Achhhhhhhhhhhhhhhh.
Trzymaj się.
Obrazek
gochadrozdek
Avatar użytkownika
Klubowicz
1 rok członkostwa
Owczarek niemiecki: ARIA
Pochwały: 1
Dołączył(a): 29 kwi 2011, 18:25

Re: Sharon - sznaucerka miniaturowa

Nieprzeczytany postprzez sylwia1231 » 27 maja 2012, 20:21

bardzo mi przykro rok temu odszedł mój guzik i wiem co to znaczy a on miał dopiero 8 lat przyśliśmy ze spaceru wieczorem połorzył sie i jurz nie wstał
sylwia1231
Losowy avatar
Świeżak
Owczarek niemiecki: Zizi
Imię: sylwia
Wiek: 36
Lokalizacja: k-pomorskie
Dołączył(a): 20 sty 2012, 20:20

Dział statystyki

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości

Opcje