Przyznam szczerze, że Bura nie miała nigdy, odkąd mieszka ze mną, czyszczonych uszu, czyli od wielu lat. Z uszu jej nie śmierdzi, nie są brudne - wyglądają jak uszy psa, i tyle. Nic się z nich nie leje. Nigdy nie było żadnej infekcji.
Raz tylko, groomer, jej przy okazji od wewnątrz małżowiny przetarł. A potem spryskał perfumami Blue Lagoon
Ale dla kota, który uszy miał chore, używałam Dr Seidla, czy jakoś tak (Laboratorium Dermawet)