Ha, skoro wywołana do tablicy, to trzeba się odmeldować
Słyszałam o metodzie kwadratów, ale nie bardzo mogłam pojąć, o co w niej chodzi. Przeczytałam więc uważnie, choć przyznam, że im dalej w tekst, tym bardziej byłam zdumiona.
Węszenie to najbardziej naturalne zachowanie psa. Pies ogląda świat nosem i robi to od pierwszej chwili po urodzeniu, nie trzeba go tego uczyć. Wydaje się więc, że nic bardziej naturalnego, niż wykorzystanie tego zachowania do szkolenia psa w różnych umiejętnościach, przydatnych człowiekowi. Jestem przekonana, że im bardziej bazujemy na naturalnych popędach i instynktach psa, tym nauka jest bardziej efektywna i daje psu (i nam!) więcej radości. Tymczasem opisana metoda skupia się w dużej mierze na …oduczaniu psa naturalnych zachowań i wygaszaniu instynktownych reakcji. Nie rozumiem tego.
Prawdę mówiąc, jeśli na tym polega tropienie sportowe, to
dla mnie nie jest to w ogóle tropienie. Ze zwierzęcego punktu widzenia tropienie to podążanie śladem zapachowym jakiejś istoty żywej po to, by ją upolować (drapieżnik tropiący ofiarę) lub do niej dołączyć (samiec idący śladem samicy w rui, matka szukająca dziecka). Zwierzę w naturze tropi, by znaleźć. U pana Scucki pies ma tropić dla samego tropienia, broń Boże nie myśląc nawet o celu. Cytuję:
Jeśli chcemy, by się skupił na przebiegu śladu, to musi być motywowany w równym stopniu na początku, w środku i na końcu. W tej fazie budowanie nauki tropienia na docelowej motywacji prowadzi według mnie do obniżenia koncentracji na początku i w trakcie tropienia.
Tu właśnie jest pies pogrzebany. Zwierzak ma się skupić
na przebiegu śladu, czyli ma iść równo z mordą przy ziemi, jednostajnym krokiem, człap człap, żeby to wyglądało ładnie (?) i regulaminowo. Ok, ktoś taki regulamin wymyślił, wolno mu; nie nazywajmy jednak tego tropieniem, tylko np. chodzeniem po wydeptanej linii. Z prawdziwym tropieniem nie ma to wiele wspólnego. Gdyby w naturze drapieżnik tak tropił swoją ofiarę, to zdechłby z głodu, a przestępca ścigany przez psa tropiącego mógłby sobie co kilka kilometrów robić przerwę w ucieczce na kawę lub drzemkę.
Dla mnie taki model tropienia sportowego to „jak sobie Jaś wyobraża tropiącego psa”. Ot, popularna wizja psiunia z mordką szurającą równiutko po wydeptanym paseczku trawy.
To ludzka, nie psia, wizja śladu. Pan Scucka pisze wiele na temat teorii zapachu, ale nie wiedzieć czemu świadomie odrzuca większość wiedzy na ten temat, upraszczając wizję śladu zapachowego jedynie do śladu zgniecionego podłoża
(Głównym składnikiem zapachu, który pies śledzi podczas opracowywania śladu, jest zapach naruszonego podłoża, po którym poruszał się Deptacz). Otóż ośmielę się twierdzić, że to jeden ze składników, ale absolutnie nie główny; ślad składa się z licznych komponentów, z których dwa są najważniejsze: zapach naruszonego podłoża oraz indywidualny zapach ofiary. Indywidualny – to znaczy że pies nie tylko „wie”, że idzie śladem np. człowieka, ale także wie którego człowieka i nie pomyli go z żadnym innym. Prawdopodobnie wie także, w jakim stanie psychicznym jest ten człowiek, czy jest zdrowy, a być może także co jadł ostatnio. Gdyby cytowane w nawiasie zdanie było prawdą, drapieżnik tropiący ofiarę miotał by się po lesie jak pijany, bo naruszeń podłoża jest tam mnóstwo, zwierząt różnych hasa od groma – skąd biedak by wiedział, za którym „naruszeniem” podążać?
Gdyby teoria zapachu podana przez p. Scuckę była prawdziwa, szkolone przez niego psy powinny na śladzie zbaczać na każdy ślad zwodniczy, świeższy niż ślad właściwy. Jeśli tak nie jest (nie wiem, czy regulamin tropienia sportowego przewiduje ślady zwodnicze) i potrafią wypracować ślad prawidłowo, oznacza to, że mimo usilnych starań w trakcie szkolenia, by pies ignorował zapach deptacza, zwierzak i tak go jakoś uwzględnia (bo jest dla niego ważny). No cóż, psy są mądre..
Kolejna sprawa. Twierdzenie, że nagradzanie w tej sytuacji żarciem jest naturalną motywacją jest moim zdaniem nietrafne. W naturze nigdy nie ma sytuacji, że podążanie tropem jest nagradzane żarciem w trakcie tej czynności; żadna sarna nie gubi kawałków mięsa uciekając przed wilkiem.
W przebiegu szkolenia metodą kwadratów jest wiele elementów, będących w całkowitej sprzeczności z zasadami szkolenia, jakie ja znam. Pies jest nagradzany żarciem w ciągu całego ćwiczenia, a nie za wykonanie jakiegoś elementu. Nie wie więc, jaki jest cel ćwiczenia. Nie ma jasno określonego początku i końca ćwiczenia – w dowolnym momencie można (a nawet należy) je przerwać. Gdy tylko pies zaczyna się uczyć przewidywać ciąg dalszy, należy natychmiast to uczenie się zaburzyć (
co robić, gdy pies po kilku wprowadzeniach do trójkąta uczy się i zaczyna być mniej skoncentrowany, mniej cierpliwy w poszukiwaniach a jego głównym dążeniem zaczyna być odnalezienia wyjścia na ślad? Pierwszym rozwiązaniem może być zmiana wielkości trójkąta. Jeśli zwiększymy go z każdej strony o krok, to istnieje prawdopodobieństwo, że na takiej powierzchni trochę się zgubi (…)) Czyli jak nasz pies już pokumał, o co w tym wszystkim chodzi, my mu mówimy: o nie, kochany, chodzi o to, żebyś nie wiedział, o co chodzi…
. A wszystko po to, żeby się „skoncentrował”, czytaj: zobojętniał na to, co robi. Żadnej radochy, bo już nie będzie tak regulaminowo. Zauważcie, że w cytowanym zdaniu to, że pies się uczy, jest określone jako problem. I już jasne, o co chodzi w tropieniu sportowym: o to, by pies podążał wydeptaną linią wyprany z emocji, nos i ogon przy ziemi, powoli, „skupiony” na szukaniu żarcia – a broń Boże nie nauczył się, że coś/kogoś tropi…
I po co nazywać to tropieniem?
W tropieniu użytkowym pies tropi – idzie śladem – by znaleźć. Od początku doskonale wie, czego/kogo szuka, i robi to w sposób najbardziej dla niego naturalny. Nieprawda, że tropienie jest takie trudne; psa naprawdę nie trzeba tego uczyć, bo jest to działanie instynktowne; każdy pies spontanicznie podejmuje trop, który go interesuje. Moje szczeniaki zaczęły węszyć po naszych śladach, jak tylko zaczęły być wypuszczane luzem w okolicy domu. Poniżej filmik ze śladem wypracowanym przez Akaiego w wielu 11 tygodni – pierwszy raz ułożyłam mu ślad świadomie, a córka wzięła go na smyczkę. Ślad zaczęłam od znacznika (tyczka z czerwonym końcem), ale widać, że złapał trop już wcześniej, „z biegu”, i bez zawahania poszedł tropem, który był dla niego atrakcyjny (bo mój!
). Głowę dam sobie uciąć, że to nie zgniecione podłoże pchało go naprzód.
http://www.youtube.com/watch?v=IQebK7YGk50&feature=player_embedded
Samo tropienie nie jest więc dla psa trudne. Trudne jest nakłonienie go, by podążał za zapachem, który dla nas jest ważny, a dla niego niekoniecznie; często w warunkach rozproszenia (ślady zwodnicze, zwierzyna itp.), w trudnym terenie, na długim odcinku…i tego wszystkiego pies się uczy w trakcie szkolenia. Psy na ogół bardzo lubią pracę węchową i przystępują do niej entuzjastycznie, a sam ślad rozwiązują często bardzo dynamicznie. Ursa pędzi na śladzie tak, że ledwo nadążam, czyli zgodnie z definicjami p. Scucki kompletnie nie jest skoncentrowana
– ale nic nie jest w stanie jej od śladu oderwać, ani zając czy sarna, ani inni ludzie czy psy, czy też zwodnicze tropy. Jest to praca BARDZO dynamiczna, co do dokładności – proszę ocenić: poniżej ślad Ursy w bardzo zróżnicowanym terenie (trzciny wysokie na 1,5m, trawa, bagno, piach, ziemia, zarośla), długości 600m, 1-godzinny. Strzałka wskazuje początek śladu, linia niebieska – deptacz, linia czerwona – pies. 5 przedmiotów na śladzie, wszystkie odnalezione.
To zupełnie inna praca, niż „tropienie sportowe”. Na pewno dająca o wiele więcej uciechy psu, a także człowiekowi. I pożyteczna. A czy mniej ładna? Rzecz gustu…
I jeszcze taka refleksja mnie naszła: istnieje ryzyko, że pies uczony tropienia metodą kwadratów będzie na spacerach przeszukiwał okolicę w poszukiwaniu żarcia i zbierał wszystkie odpadki… jak mu wytłumaczyć, że czasem należy, a czasem nie wolno? Mam ten problem z Alamem, bo na trawnikach koło mego domu masowo ludzie rozrzucają odpadki „dla ptaków”, oczywiście depcząc te trawniki, więc – idealna sytuacja szkoleniowa… A ja się nie cieszę, tylko rugam mojego psa…
Pochwały przyznane za posta: 7