przez Karoll » 08 kwi 2011, 19:49
Kiedys próbowałam zastawiać Zygmunta własnym ciałaem, ale inne psy są szybsze więc bez sensu. Mój pies to taka pierdoła (przepraszam Zygmuniu). Jeśli biegną do nas psy tylko szczekające i podsukubujące, ale nie mające zamiaru na atak, wtedy popuszczam psu smycz, niech się broni, a wrażenie robi. Zazwyczaj wystarszczy mu lekkie przyspieszenie, szczeknięcie czy warczenie i nagle robi się wkoło pusto. Jeśli chodzi o prawdziwy atak, to mój pies się nie obroni, nie odszczeknie i nie odgryzie, tylko się skuli i będzie przyjmował ciosy. Mieliśmy dwa takie ataki, podczas obydwu mój pies był na smyczy. Pies go dopadł. Wtedy, mówię sobie TRZEBA RATOWAĆ! żeby wyrwać się z szoku i w obydwu przypadkach chwytałam agresora z całych sił za skórę tuż za uszami, na szyji o odciągałam, psy wtedy miały chyba zglebkę i na chwilę zamierały. Pewnie wtedy jeszcze ssię wydzieram i klnę, ale to poza moją świadomością. Szybko dobiegali właściciele i odbierali ode mnie psy. A później na miękkich nogach wracaliśmy do domu. Bardzo się cieszę, że nigdy nie mieliśmy spotkania z bullowatymi.
Niby noszę gaz, ale jak go użyć gdy jest takie kotłowisko, tak by mój własny pies nie dostał, to nie mam pojęcia. Nie wiem czy mogłabym zdjąć z kopa innago psa, albo kozikiem go potraktować. To ostatnie dodaje mi odwagi ma spacerach.