To ja też się pochwalę twardzielem Domowe zabiegi wykonywane przeze mnie to pikuś. Ma do mnie zaufanie i daje sobie robić wszystko, podawane tabletki (wczoraj 4 na odrobaczenie ) połyka bez żadnych smaczków. Poprostu. Czyszczenie uszu to tylko pańcia. Po ostatnim zapaleniu ucha nie da się dotknąć nikomu innemu. Przeszedł zapalenie ucha i doświadczył czyszczenia przez weta. Syn musiał go trzymać tak mocno za gadło że to chyba było najgorsze za wszystkiego. Powiedziałam basta i sama pouczona przez weta czyściłam w domu bez trzymania.
Kiedyś, jak miał chyba 6 miesięcy zrobiła mu się od uderzenia na barku taka wielka gula wypełniona limfą. Doktor na żywca przeciął i ściągnął szklankę wody. Pies ani pisnął. Były jeszcze inne poważne , nawet bardzo poważnie zabiegi i zawsze moje kochane psisko znosiło to bardzo dzielnie. Pamiętam jak połknął kawałek cegły , groziło mu wtedy cięcie brzucha, ale doktor jeszcze poprosił o podanie gliceryny. Kazał strzykawką, a ja mu wlewałam (trzeba to było robić powoli) łyżeczką. Pomogło, zwrócił cały kawałek. A zapomniałam jeszcze o szyciu na żywca łokcia ,z którego wyjął sobie szwy. A tam, nie będę juz wspominać tych chwil bo to zawsze był ogromny stres dla nas. Wyjmowanie kleszczy , opatrywanie skaleczeń, to norma i dzieje sie to bez najmniejszego problemu.
Mam cudownego pacjenta, byle nie ograniczać mu ruchów i nie trzymać mocno, bo wtedy protestuje