
Kiedyś, jak miał chyba 6 miesięcy zrobiła mu się od uderzenia na barku taka wielka gula wypełniona limfą. Doktor na żywca przeciął i ściągnął szklankę wody. Pies ani pisnął. Były jeszcze inne poważne , nawet bardzo poważnie zabiegi i zawsze moje kochane psisko znosiło to bardzo dzielnie. Pamiętam jak połknął kawałek cegły , groziło mu wtedy cięcie brzucha, ale doktor jeszcze poprosił o podanie gliceryny. Kazał strzykawką, a ja mu wlewałam (trzeba to było robić powoli) łyżeczką. Pomogło, zwrócił cały kawałek. A zapomniałam jeszcze o szyciu na żywca łokcia ,z którego wyjął sobie szwy. A tam, nie będę juz wspominać tych chwil bo to zawsze był ogromny stres dla nas. Wyjmowanie kleszczy , opatrywanie skaleczeń, to norma i dzieje sie to bez najmniejszego problemu.
Mam cudownego pacjenta, byle nie ograniczać mu ruchów i nie trzymać mocno, bo wtedy protestuje
