Witam!
Całkowicie zapomniałam o tym forum i od dłuższego czasu przekopuję internet w poszukiwaniu informacji, aż tu nagle mnie oświeciło! No bo do kogo sie zwrócić jak nie do Was, moze ktos miał podobny problem i cos mi doradzi. Ale do rzeczy:
W ubiegły wtorek mój Thorin ( rok i 2 miesiące ) miał robiony zabieg dekapitacji głowy kości udowej. Ale moze po kolei: gdy kupowałam go od poprzednich właścicieli ( miłość od pierwszego wejrzenia, miał co prawda 8 miesięcy juz wiec troche sie obawiałam, ale ci państwo ewidentne chcieli sie go pozbyć, a ja nie mogłam go zostawić ) kulał delikatnie na -wydawało mi sie- przednia łapkę. Jednak gdy przyjechałam go odebrać po tygodniu wszystko było ok. Jednak wolałam to sprawdzić i oczywiście po sprowadzeniu "maleństwa" do domu udałam sie z nim do weterynarza, tak ogólnie zeby go zbadał, czy wszystko jest ok itp. I niby było. Aż do czasu kiedy to zaczął praktycznie przynajmniej raz, dwa razy w miesiącu gorączkować. Tabletki, zastrzyki, znow wracało do normy. Jeden wet, drugi, na wszelki wypadek i konsultacja z trzecim. Z tego co sie dowiedziałam mniej więcej to "po prostu taki wiek, jak u dziecka jak jest małe to często choruje i przeziębia sie", a ze Thorin śpi na dworze ( nie chce za Chiny w domu ani na ganku, gdzie ma swoje posłanie, no chyba ze w największe mrozy ) to pomyslałam, moze cos w tym jest. Jednak cos mi dalej nie pasowało, zreszta nie chciałam go ciagle faszerować lekami. Ale wet uspokajał, ze to nic. Aż pewnego dnia zaczął delikatnie kuleć na tylna łapkę i na bioderku wyszła mu lekka "gula". Stwierdziłam, ze konieczne jest zdjęcie rtg, bo badać na oko to wiadomo (gdybym wiedziała wcześniej..:/). Trafiłam wreszcie do (mam nadzieje) dobrej lecznicy. No i wyszlo, ze pies ma zwichnięta lewa łapkę, a ta głowa kosci udowej jest praktycznie poza panewka i konieczna jest operacja. Jednak pani weterynarz powiedziała, ze zwichnięcie zwichnięciem, ale on juz od dłuższego czasu miał z ta łapka, ze to tak wyszło, prawdopodobnie nawet za czasów jego pobytu u poprzednich właścicieli. Nie chce sie usprawiedliwiać, ale jestem początkująca jesli chodzi o owczarki i idąc z nim do weterynarza po zakupie i informując o tym, ze kuśtykał nikt mi nie powiedział o zdjęciu bądź czymś takim, tylko ze wszystko ok, a łapkę moze nadwyrężył. Pluje sobie w brodę, ze wcześniej tego nie wiedziałam.
Chłopak jest dzielny, szwy odpukać ładnie sie zrastaja, grzecznie wszystko znosi. Bierze antybiotyk o nazwie Amoksiklav i pyralginę. Przedwczoraj wyszła mu opuchlizna na kolanie, Wet przepisał furosemid i aescin, kazał delikatnie masować pare razy dziennie. Na szczęście obrzęk schodzi ale tu pojawia sie moje pytanie (a raczej kilka): czy jest ktos, kto miał podobna sytuacje? Jak postępować z takim psiurkiem po zabiegu? Chodzi mi o to kiedy juz bedzie miał ściągnięte szwy. Z racji tego, ze zimno pomyslałam o jakimś "kubraczku" na ta łapkę, bo to łyse, zeby gdzieś nie zadrapał na podwórku. Czy raczej nie zakrywać tego? Następnie-, masować? Jakie ćwiczenia pomagają? Z jednej strony weterynarz mówi, ze ma obciążać ta łapkę i chodzić sporo, za chwile przychodzi pani Wet (wszyscy tam są bardzo mili i zdawało mi sie, ze profesjonalni, bo zabieg mam nadzieje udany, ale jakoś zaczyna mnie denerwować ze pies nie ma jednego weta tylko co chwila kto inny albo wszyscy naraz) no i ta pani mówi, ze ma niewiele chodzić. Tu słyszę ze nożna masować ale jak to "tak normalnie poruszać łapka" i tyle, tylko tyle, ze mam go karmić pyralgina tak zeby go nie bolało i zaczął ciagle łapkę stawiać. Cos mi tu nie pasuje. Teraz chodzi dosc ładnie, dostawia łapkę, a jak chce podejść szybciej ( bo to w gorącej wodzie kąpane:D) to podkica sobie. Mieszkam w małej miejscowości i jak widać nie moge liczyć tu na porządna pomoc. Choć zabieg wykonywany był i tak w innym mieście bo u nas nikt tego nie robi:/ i teraz juz zgłupiałam, czy spacerować z nim nawet jak nie chce, bo to mu pomoże? Czy jednak nie bo wręcz przeciwnie? Bida moja kochana dzielnie znosi spanie w domku, kołnierz i tabletki, a ja bardzo chciałabym mu pomoc jak najszybciej wrócić do zdrówka i formy na tyle na ile to możliwe. Narazie wychodzi tylko na podwórko na siusiu, albo na krótkie spacery na kupkę. Chociaż na spacery troszkę sie obawiam, bo w mojej miejscowości ( jak pewnie w wielu) jest to wrecz nagminne, ze ludzie chodzą z pieskami luzem. No i wlasnie ostatnio taki oto inny owczarek rzucił sie na mojego ( dobrze, ze był mój narzeczony z nami, który tamtego jakoś odpędził, bo oczywiście baba stoi jak słup soli i mówi tylko "nikos nie wolno" i nie raczy psiska przywołać). Swoją droga, znacie jakieś sposoby na takie baby? Juz pare razy prosiłam zeby ta czy tamta zapinala psa, ale jak grochem o ścianę. Lub co zrobić jak taki natręt przyczepi sie do Waszego psa jak go odgonić? Troszkę zboczyłam z tematu, ale to tak przy okazji.
Rozpisałam sie niemiłosiernie i mam nadzieje, ze ktos wytrzymał do końca moich wypocinek hehe. Bardzo, bardzo zależy mi na jakiejś poradzie, podzieleniu sie swoim zdaniem. Moze cos zrobiłam nie tak? Moze cos moge jeszcze zrobić? Czytałam tez cos, ze pływanie pomaga, prawda to?
Bede wdzięczna za każda wiadomość:) a jesli był taki temat proszę przekierujcie, bo ja znaleść nie mogłam, a troche nie ogarniam forum jeszcze heh. Z góry dziękuje i pozdrawiamy z Thorinkiem wszystkich miłośników psiaków!!