Dzięki dziewczyny
No właśnie też tak sobie pomyślałam, że lepiej, żeby takiej rybie nie robić sekcji przed jej ewentualnym pożarciem przez padlinożerne moje małpy.
Lena nie jest w stanie połknąć w całości flądry, co prawda łakoma jest, ale nie aż do tego stopnia. Te 20-30 cm długości i 15-20 szerokości wymaga jednak pewnych operacji redukujących rozmiary kąsków... Stąd pomyślałam, że w sumie lepiej chyba i bezpieczniej, żeby ryba była w całości, bo żeberka są zatopione w tkance i może ewentualnie pies je połamie gryząc, ale zawsze nie "latają" luzem tylko są jednak osłonięte przez mięśnie i skórę przynajmniej... No i narządy wewnętrzne oczywiście.
Gdzieś czytałam (pisał chyba lek. wet.), że psu należy ryby podawać w większych kawałkach, czyli np. 3/4 całej flądry, nawet na zdjęciu to pokazano. Ponoć małe rybki jak dla kotków są bardziej niebezpieczne. Może te małe ości i kręgosłupki są w stanie utkwić w przełyku, może w tym rzecz?
Myślę, że ości rybie trawią się w żołądku dobrze, chyba powinny przy tym pH, pewnie zależy od tego, czym pies jest żywiony. Moje jedzą gotowane i surowe, nie daję karmy, więc powinno być ok.
Obawiam się tylko utkwienia czegoś w przełyku, dlatego pytałam o te kościotrupy i ości ogólnie - jak dawać i czy im zabraniać...
Myślę też, że chyba bardziej niebezpieczne są ości - żeberka i kości płetw, nie obawiam się specjalnie kręgosłupa i czaszki, bo tam nic specjalnie nie wystaje, żeby mogło przebić i być ostrym.
Tylko moje ku mej rozpaczy wyszukują na plażach stare, białe cmentarzyska szkieletów i zagryzają je ze smakiem...Mączki rybiej się zachciewa
No wiem, świetne źródło wapnia, fosforu, pewnie jeszcze paru metali ciężkich z tych, co się odkładają w tkance, ale z drugiej strony tych ostatnich to pod dostatkiem wszędzie.
Śmierdzących ryb nie zjedzą za żadne skarby, tylko podpieczone na słoneczku. No i tu zaczyna się jeszcze jeden mały kłopot.
Lena nie zje za nic surowej ryby, takiej świeżo umartej czy trzymanej w zamrażarce. Trzeba przyrządzić - ja sparzam gorącą wodą po prostu, wtedy Lena uważa rybę za przyrządzoną i bardzo lubi. To ma chyba związek z tym słońcem na plaży - lepiej jej smakuje.
Ale jak myślicie - nawet taką sparzoną dawać w całości czy ją przedzielić i zrobić sekcję usuwającą długie ości? Bo kręgosłupa bym nie chciała, tyle wapnia...
Tak męczę te ryby, bo nad morzem to super tanie źródło białka i w ogóle jedzenia dla psów na sporo dni... A ponieważ lubię długie wyprawy noszenie ze sobą pokarmu dla dwóch psów na tydzień to męka, a przyrządzanie i kupno mięsa w rzeźnickich to porażka, chyba, że chcę zbankrutować...
A i skoro już przy rybach - czy ma znaczenie przy podawaniu surowych (lub sparzonych) ryb to, czy są słodko czy słonowodne w kontekście ości?