U nas na początku był problem z przekonaniem Wirusa, że jazda autem to nic strasznego. Piszczał i się wyrywał, więc siedziałam z nim na tylnym siedzeniu i z uporem maniaka ćwiczyłam: jak tylko się uspokajał, to padało słowo "auto" i mały dostawał smakołyk i tak przez całą drogę. Przez pierwszych kilka razy, Wirus był po prostu przeze mnie karmiony (tak to przynajmniej wyglądało
). Potem coraz rzadziej piszczał i szalał, aż w końcu przestał w ogóle mniej więcej po miesiącu. Zaczął się normalnie zachowywać w aucie, tzn. siedzieć, leżeć, obserwować świat za oknem, ale już bez wyrywania się i piszczenia.
Ostatnio mieliśmy niezłą motoryzacyjną próbę, bo podróżowaliśmy na Kaszuby ok. 8 h w jedną stronę. Drogę do, Wirus prawie całą przespał. Trochę problemów mieliśmy w drodze z (powrotnej do Wrocka), bo mały koniecznie chciał się do nas przytulać i tak wierzgał tylnymi łapami, że kilka razy udało mu sie wypiąć z pasów i przeleźć do mnie na kolana na przednie siedzenie...
, co było dosyć niebezpieczne... Teraz pas jest tak schowany, że ta sztuka już mu się uda (mam nadzieję ...).
Obecnie Wirusek podczas jazdy autem wsadza łeb pomiędzy przednie siedzenia i tym samym pomiędzy nasze ramiona (jego łeb może wtedy pełnić funkcję podłokietnika...)i się tym swoim łepkiem do nas przytula (no nie wiem, jak to lepiej opisać
).
Reasumując, nie mogę powiedzieć, żeby Wirus jakoś bzikował na punkcie samochodu i sam się pchał do auta, więc jakimś ogromnym fanem jazdy samochodem to on nie jest, ale nie panikuje przy tym i można wszędzie z nim pojechać bez większych problemów.