Bardzo długo się zarzekałam, że nie wrócę do suchej karmy, ale z powodu nawracających problemów żołądkowych Luny byłam zmuszona zrobić jej przerwę od BARFa (żeby nie było, młoda wciąż wciąż wsuwa surowe
). Problem w tym, że ona jest strasznym niejadkiem i na suchym potrafiła nie tknąć jedzenia przez tydzień (!!!), przez co była przeraźliwie chuda i nie miała energii. Moim pierwszym wyborem był Brit care activity, który wchodził jej dość opornie (pomagała chyba tylko Triss kręcąca się w okolicy miski - w takich sytuacjach dobrze jest mieć dwa psy
). Ostatecznie zjadła cały worek, ale bez żadnych (lepszych czy gorszych) widocznych efektów, w związku z czym rozpoczęłam poszukiwania karmy, która miałaby podobną zawartość białka, więcej tłuszczu i zbliżoną kaloryczność. W bricie było to: 30%/20% i coś koło 4300kcal/kg, więc poprzeczka była ustawiona dość wysoko. Ostatecznie wybrałam Joserę family plus, która z założenia przeznaczona jest dla suk w ciąży i szczeniąt do 8 tygodnia, ale składem niewiele różni się od Josery high energy (zawiera łososia zamiast skwarek), a za to ma aż 22% tłuszczu, 30% białka i 4159 kcal/kg i okazała się strzałem w 10. Nie widziałam, żeby do tej pory Luna pochłaniała coś w takim tempie, jak tę karmę. No i wreszcie przytyła, zaczyna jej odrastać sierść, która do niedawna wypadała jej garściami (chociaż to może być po części zasługa oleju z łososia), a poziomem energii zacznie niedługo dorównywać borderce
Jedyną wadą są baaaardzo małe granulki, którymi bardziej łapczywie jedzący pies mógłby się zakrztusić.